niedziela, 22 lutego 2015

Teatralna Kreacja Roku 2014 - ciąg dalszy

Trzy nominacje, trzy spektakle, trzy recenzje.

Nominacja II - Grzegorz Gromek za rolę zakonnika Floté w „Czerwonych nosach” Petera Barnesa.




Nie zgadzam się z tą nominacją. To nie jest dobry spektakl i to nie jest najlepsza w nim kreacja. Rozumiem, że wypadało wybrać chociaż jedną rolę ze sztuki reżyserowanej przez dyrektora teatru, ale czy musiał to być akurat ojciec Floté? Na wyróżnienie znacznie bardziej zasłużyli inni - Marcin Tyrlik, Małgorzata Rydzyńska, Marcin Kiszluk. Grzegorz Gromek zagrał sporo dobrych ról, ta akurat należy do słabszych.


Recenzja była emitowana na antenie Radia Olsztyn w październiku 2014r.

Od kilku lat mam osobistą linijkę teatralną, przykładam ją do każdego oglądanego spektaklu. Jako przyrząd do pomiaru jakości nie jest bardzo precyzyjna, ale odmierza prosto i bezlitośnie. A mierzy czas – nieten płynący obiektywnie, ale czas odczuwalny.
Czerwone Nosy, najnowsza sztuka w olsztyńskim teatrze Jaracza, ciągnęły się tak, jakby nie miały się skończyć. No tak, powiedzą niektórzy, spektakl trzygodzinny, więc nic w tym dziwnego. Ale to tak nie działa – zdarzało mi się i niecierpliwić na jednoaktówkach, i żałować, że sztuka nie trwa kolejnej, choćby czwartej godziny.
Ale nie tym razem.

Krótko mówiąc – nie ubawiłam się setnie.
Janusz Kijowski na stronie internetowej teatru mówi o Czerwonych Nosach, że to montypythonowskie spojrzenie na świat. Nie. Na pewno nie. Czerwonym Nosom znacznie bliżej do komedii dell'arte, która z poczuciem humoru Monty Pythona ma niewiele wspólnego.
Nie powiem, że nic mnie w Czerwonych Nosach nie rozśmieszyło, bo było kilka naprawdę zabawnych, brawurowo zagranych scen, ale... no właśnie, to były tylko sceny. Całość wydała mi się dość męcząca i – jak już powiedziałam – przydługa.

Właściwie wszystkie elementy układanki są atrakcyjne i powinny się składać w równie atrakcyjną całość – dobry tekst Petera Barnesa, przełożony przez mistrza, Stanisława Barańczaka. Sprawdzeni aktorzy, sprawdzony reżyser (to rzecz oczywista), inscenizacja przygotowana z rozmachem i dopracowana w niemal każdym szczególe... brzmi obiecująco, prawda?
Jednak jakoś się nie klei.

Nie klei się, mimo tego – a może właśnie dlatego – że na scenie nie ma ani chwili nudy, cały czas coś się dzieje, scena po scenie miga nam przed oczami. A do tego muzyka, tańce i śpiewy, żarty sypane co i rusz z niemal każdej strony. To naprawdę godne podziwu.
Reżyser Janusz Kijowski za bardzo skupił się na dokręcaniu śrubek tego mechanizmu, zapominając być może, że ważna jest zmiana tempa. Że śmiech rodzi się łatwiej i brzmi szczerzej, jeśli przeplatany jest odrobiną powagi. Czerwone Nosy to przecież historia, która dzieje się w niewesołych czasach, gdzie śmiech miał być lekarstwem na wylewającą się zewsząd potworność. To właśnie po to dobroduszny zakonnik Flote ze zbieraniny nieudaczników tworzy swoją trupę klaunów – chce nieść dobrą nowinę, uczyć, że Bóg jest miłością, że śmiech może być wyznaniem wiary. Linia podziału jest więc prosta – nękani zarazą, przerażeni ludzie, kościół grzmiący o bogu okrutnym i mściwym, a po drugiej stronie oni – wesołkowie Pana Boga, Czerwone Nosy. W olsztyńskiej inscenizacji te granice są zamazane, zamiast powagi i śmiechu otrzymujemy koktajl, w którym znajdzie się wszystko, od wierszyka Antoniego Marianowicza po Conchitę Wurst. To męczące tempo, nie tylko dla aktorów.


Wspominałam o kilku scenach-perełkach, warto więc wymienić kilka nazwisk. Na wielkie brawa, których widzowie nie skąpią, zasługują Dariusz Poleszak i Maciej Mydlak jako dwaj złotnicy. Maciej Mydlak zagrał zresztą dwie rewelacyjne postaci, trudno zapomnieć jego niewidomego żonglera. Bardzo dobrą, pięknie ewoluującą postać stworzył Cezary Ilczyna – ksiądz Toulon. No i jeszcze Marcin Tyrlik jako niemy, mówiący językiem dzwonionym Sonnerie, wymykający się wszystkim ocenom.
Trudno byłoby wymienić każdego, chociaż wszyscy zasłużyli na pochwały, bo naprawdę nie ma na scenie ani jednej postaci, która chociaż na chwilę nie przykułaby uwagi. Każdy ma swoje pięć minut. Ale z tych pięciominutówek nie powstaje niestety spójna całość.


(wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru)

Peter Barnes - Czerwone Nosy

przekład – Stanisław Barańczak
reżyseria – Janusz Kijowski
scenografia i kostiumy – Bogusław Cichocki
muzyka – Marcin Rumiński
przygotowanie wokalne – Maria Rumińska
ruch sceniczny – Tatiana Asmołkowa

obsada:

Grzegorz Gromek - Floté
Cezary Ilczyna - Ksiądz Toulon
Marcin Tyrlik - Sonnerie
Paweł Parczewski - Moncriff/Brodin
Małgorzata Rydzyńska - Ewelina/Małgorzata
Marian Czarkowski - Doktor Antrechau/ Vasques
Radosław Hebal - Bonville/Rochfort
Marcin Kiszluk - Grez/Bigod
Jarosław Borodziuk - Arcybiskup Monselet
Wojciech Rydzio - Viennet/Mistral/Herold Papieski
Aleksandra Kolan - Pani Bonville/Sabina
Grzegorz Jurkiewicz - Scarron/Patris
Anna Lipnicka - Druce/Mamuśka Metz
Dominik Jakubczak - Bembo
Maciej Mydlak - Lefranc/Le Grue
Dariusz Poleszak - Pellico/Frapper
Ewa Pałuska - Kamila/Trędowata II
Marzena Bergmann - Maria/Trędowata I
Agnieszka Giza - Bracia Boutros
Katarzyna Kropidłowska - Bracia Boutros
Artur Steranko - Papież Klemens VI
Julia Chętkowska ( Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Joanna Graczyk (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Anna Kosik (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Alicja Piątek (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Piotr Dębowski (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Kamil Drężek (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Jędrzej Fulara (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Radosław Jamroż (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz