poniedziałek, 23 lutego 2015

Teatralna Kreacja Roku 2014 - po raz trzeci

To już ostatnia recenzja związana z plebiscytem. 

Nominacja III - Maciej Mydlak za rolę Eddiego w "Układzie" Elii Kazana.



Tę nominację aktor zwyczajnie sobie wychodził, a raczej wybiegał. Wymagająca najwięcej wysiłku fizycznego rola, spośród trzech nominowanych: Marcin Tyrlik unosi brew, Grzegorz Gromek potrząsa sztucznym brzuchem, Maciej Mydlak przebiega półmaraton. Już chociażby to warto nagrodzić.

To naprawdę świetna rola w bardzo dobrym przedstawieniu.


Recenzja była emitowana na antenie Radia Olsztyn w listopadzie 2014r. 

Każdy z nas żyje w jakimś układzie. Wygodnym, bo zapewniającym byt, zaspokajającym potrzeby. Na ogół kosztem jakichś marzeń i planów, ale skoro moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja, trzeba jakoś dopasować, ponaginać i poprzycinać, żeby wszystko do siebie pasowało. To się chyba nazywa kompromis – kiedy żadna ze stron nie jest zadowolona, ale wszyscy mówią, że to najlepsze rozwiązanie.

W takim właśnie układzie żyje Eddie, bohater najnowszej, już 8 w tym sezonie, premiery w olsztyńskim teatrze. Eddie ma wszystko – dobrą pracę, pieniądze, dom z ogrodem; córkę, przyjaciół, żonę, kochankę… czuje się królem życia, spełnionym i kochanym.

I nagle wszystko się urywa.

A wtedy okazuje się, że wyrwanie się z układu i próba posklejania świata od nowa, na własny sposób, jest niemożliwe. Niemal niemożliwe.


Książka Elii Kazana, wg której powstał autorski film i której sceniczną adaptację możemy oglądać w Jaraczu, ma niemal pół wieku, ale tematy, które porusza są na tyle uniwersalne, że czas i miejsce akcji nie mają znaczenia. Ważne są emocje, dylematy i decyzje podejmowane przez bohaterów.

I to, że nie ma idealnego zakończenia.

Eddie wyplątuje się z jednego układu… zawierając kolejny… ale przecież moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja, więc może wszystko jest tak, jak być powinno.

Adaptacja powieści do potrzeb teatru nie jest sprawą łatwą. Trzeba dopasować, poprzestawiać, a przede wszystkim skrócić. To również niełatwe zadanie dla reżysera – w kilka minut streścić coś, co rozpisane było na kilka rozdziałów. Może dlatego w olsztyńskiej realizacji, w pierwszym akcie za dużo jest pośpiechu i krzyku, zbyt wielkie natężenie emocji sprawia, że zacierają się odcienie.


Mimo to to bardzo dobra sztuka. Z doskonałym Maciejem Mydlakiem, który ani na chwilę nie schodzi ze sceny. To prawdziwa przyjemność móc oglądać go w kolejnych dramatach i obserwować jak dojrzewa i ewoluuje – śmiem twierdzić, że dzisiaj jest jednym z dwóch, góra trzech najlepszych olsztyńskich aktorów. A na pewno będzie jeszcze lepiej. Równie dobre są Ewa Pałuska jako Florence i Gwen, czyli Aleksandra Kolan. Tworzą duet przeciwieństw, zimno-ciepły, falujący jak sinusoida. Dobrą, poruszającą rolę stworzył – a może raczej nareszcie dano mu stworzyć – Marian Czarkowski jako ojciec głównego bohatera. Nareszcie całkiem szczerze mogę powiedzieć, że podobała mi się Agnieszka Giza w roli córki Eddiego, chociaż z drugiej strony… nie jestem przekonana co do tego, czy wprowadzanie tej postaci było w ogóle potrzebne. Ale skoro już jest, mogę pochwalić aktorkę. Najsłabiej na tym tle wypada, pojawiający się w kilku epizodycznych rolach, Dominik Jakubczak.

Ale to tylko drobiazg. Całość naprawdę warto zobaczyć. Taki Układ.


(wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru)


Elia Kazan Układ

przekład i adaptacja: Radosław Paczocha 

reżyseria i opracowanie: Gabriel Gietzky
scenografia: Maria Kanigowska-Belcar
ruch sceniczny: Witold Jurewicz

obsada:

Maciej Mydlak - Eddie
Ewa Pałuska - Florence
Aleksandra Kolan - Gwen 
Agnieszka Giza - Ellen
Marian Czarkowski - Ojciec
Dominik Jakubczak - Kolega/Charles/Doktor Leibmann/Ksiądz

niedziela, 22 lutego 2015

Teatralna Kreacja Roku 2014 - ciąg dalszy

Trzy nominacje, trzy spektakle, trzy recenzje.

Nominacja II - Grzegorz Gromek za rolę zakonnika Floté w „Czerwonych nosach” Petera Barnesa.




Nie zgadzam się z tą nominacją. To nie jest dobry spektakl i to nie jest najlepsza w nim kreacja. Rozumiem, że wypadało wybrać chociaż jedną rolę ze sztuki reżyserowanej przez dyrektora teatru, ale czy musiał to być akurat ojciec Floté? Na wyróżnienie znacznie bardziej zasłużyli inni - Marcin Tyrlik, Małgorzata Rydzyńska, Marcin Kiszluk. Grzegorz Gromek zagrał sporo dobrych ról, ta akurat należy do słabszych.


Recenzja była emitowana na antenie Radia Olsztyn w październiku 2014r.

Od kilku lat mam osobistą linijkę teatralną, przykładam ją do każdego oglądanego spektaklu. Jako przyrząd do pomiaru jakości nie jest bardzo precyzyjna, ale odmierza prosto i bezlitośnie. A mierzy czas – nieten płynący obiektywnie, ale czas odczuwalny.
Czerwone Nosy, najnowsza sztuka w olsztyńskim teatrze Jaracza, ciągnęły się tak, jakby nie miały się skończyć. No tak, powiedzą niektórzy, spektakl trzygodzinny, więc nic w tym dziwnego. Ale to tak nie działa – zdarzało mi się i niecierpliwić na jednoaktówkach, i żałować, że sztuka nie trwa kolejnej, choćby czwartej godziny.
Ale nie tym razem.

Krótko mówiąc – nie ubawiłam się setnie.
Janusz Kijowski na stronie internetowej teatru mówi o Czerwonych Nosach, że to montypythonowskie spojrzenie na świat. Nie. Na pewno nie. Czerwonym Nosom znacznie bliżej do komedii dell'arte, która z poczuciem humoru Monty Pythona ma niewiele wspólnego.
Nie powiem, że nic mnie w Czerwonych Nosach nie rozśmieszyło, bo było kilka naprawdę zabawnych, brawurowo zagranych scen, ale... no właśnie, to były tylko sceny. Całość wydała mi się dość męcząca i – jak już powiedziałam – przydługa.

Właściwie wszystkie elementy układanki są atrakcyjne i powinny się składać w równie atrakcyjną całość – dobry tekst Petera Barnesa, przełożony przez mistrza, Stanisława Barańczaka. Sprawdzeni aktorzy, sprawdzony reżyser (to rzecz oczywista), inscenizacja przygotowana z rozmachem i dopracowana w niemal każdym szczególe... brzmi obiecująco, prawda?
Jednak jakoś się nie klei.

Nie klei się, mimo tego – a może właśnie dlatego – że na scenie nie ma ani chwili nudy, cały czas coś się dzieje, scena po scenie miga nam przed oczami. A do tego muzyka, tańce i śpiewy, żarty sypane co i rusz z niemal każdej strony. To naprawdę godne podziwu.
Reżyser Janusz Kijowski za bardzo skupił się na dokręcaniu śrubek tego mechanizmu, zapominając być może, że ważna jest zmiana tempa. Że śmiech rodzi się łatwiej i brzmi szczerzej, jeśli przeplatany jest odrobiną powagi. Czerwone Nosy to przecież historia, która dzieje się w niewesołych czasach, gdzie śmiech miał być lekarstwem na wylewającą się zewsząd potworność. To właśnie po to dobroduszny zakonnik Flote ze zbieraniny nieudaczników tworzy swoją trupę klaunów – chce nieść dobrą nowinę, uczyć, że Bóg jest miłością, że śmiech może być wyznaniem wiary. Linia podziału jest więc prosta – nękani zarazą, przerażeni ludzie, kościół grzmiący o bogu okrutnym i mściwym, a po drugiej stronie oni – wesołkowie Pana Boga, Czerwone Nosy. W olsztyńskiej inscenizacji te granice są zamazane, zamiast powagi i śmiechu otrzymujemy koktajl, w którym znajdzie się wszystko, od wierszyka Antoniego Marianowicza po Conchitę Wurst. To męczące tempo, nie tylko dla aktorów.


Wspominałam o kilku scenach-perełkach, warto więc wymienić kilka nazwisk. Na wielkie brawa, których widzowie nie skąpią, zasługują Dariusz Poleszak i Maciej Mydlak jako dwaj złotnicy. Maciej Mydlak zagrał zresztą dwie rewelacyjne postaci, trudno zapomnieć jego niewidomego żonglera. Bardzo dobrą, pięknie ewoluującą postać stworzył Cezary Ilczyna – ksiądz Toulon. No i jeszcze Marcin Tyrlik jako niemy, mówiący językiem dzwonionym Sonnerie, wymykający się wszystkim ocenom.
Trudno byłoby wymienić każdego, chociaż wszyscy zasłużyli na pochwały, bo naprawdę nie ma na scenie ani jednej postaci, która chociaż na chwilę nie przykułaby uwagi. Każdy ma swoje pięć minut. Ale z tych pięciominutówek nie powstaje niestety spójna całość.


(wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru)

Peter Barnes - Czerwone Nosy

przekład – Stanisław Barańczak
reżyseria – Janusz Kijowski
scenografia i kostiumy – Bogusław Cichocki
muzyka – Marcin Rumiński
przygotowanie wokalne – Maria Rumińska
ruch sceniczny – Tatiana Asmołkowa

obsada:

Grzegorz Gromek - Floté
Cezary Ilczyna - Ksiądz Toulon
Marcin Tyrlik - Sonnerie
Paweł Parczewski - Moncriff/Brodin
Małgorzata Rydzyńska - Ewelina/Małgorzata
Marian Czarkowski - Doktor Antrechau/ Vasques
Radosław Hebal - Bonville/Rochfort
Marcin Kiszluk - Grez/Bigod
Jarosław Borodziuk - Arcybiskup Monselet
Wojciech Rydzio - Viennet/Mistral/Herold Papieski
Aleksandra Kolan - Pani Bonville/Sabina
Grzegorz Jurkiewicz - Scarron/Patris
Anna Lipnicka - Druce/Mamuśka Metz
Dominik Jakubczak - Bembo
Maciej Mydlak - Lefranc/Le Grue
Dariusz Poleszak - Pellico/Frapper
Ewa Pałuska - Kamila/Trędowata II
Marzena Bergmann - Maria/Trędowata I
Agnieszka Giza - Bracia Boutros
Katarzyna Kropidłowska - Bracia Boutros
Artur Steranko - Papież Klemens VI
Julia Chętkowska ( Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Joanna Graczyk (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Anna Kosik (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Alicja Piątek (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Piotr Dębowski (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Kamil Drężek (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Jędrzej Fulara (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 
Radosław Jamroż (Studium Aktorskie) (gościnnie) - 

sobota, 21 lutego 2015

Teatralna Kreacja Roku 2014

Pisałam recenzje ze wszystkich trzech spektakli, z których role są nominowane w tegorocznej edycji plebiscytu. Może więc komuś pomogę w wyborze? A może wprost przeciwnie?
Tak czy inaczej skorzystam z pretekstu, żeby je tu zamieścić. I tak miałam zamiar to zrobić, ale zawsze lepiej mieć jakiś powód.

Nie wrzucam wszystkich trzech na raz, taka ilość tekstu mogłaby mniej cierpliwych zniechęcić. No i szkoda marnować okazji do trzech wpisów zamiast jednego.
Łączmy jakość z ilością!

O tym w jaki sposób można wziąć udział w głosowaniu dowiecie się na stronie Teatru.

Nominacja I - Marcin Tyrlik za rolę Inspektora maneżu w "Klaunie" Pavla Kohouta.



(zdjęcie pochodzi ze strony Teatru)

Jestem na tak.
Nie jestem obiektywna, bo nie widziałam Marcina Tyrlika w ani jednej roli, która budziłaby jakiekolwiek moje zastrzeżenia. To oczywiste więc, że podoba mi się również jako Inspektor.


Recenzja była emitowana na antenie Radia Olsztyn w czerwcu 2014r.

Bajki nie były tworzone z myślą o dzieciach. Potrzebne były dorosłym – wprost opowiadały o sprawach najtrudniejszych, zmieniały w metaforę rzeczy najprostsze.

„Klaun” Pavla Kohouta, sztuka, którą od stycznia mogliśmy oglądać w olsztyńskim teatrze Jaracza, to taka właśnie bajka, którą dorośli powinni zobaczyć. Opowieść o potędze wyobraźni, która bywa bezsilna wobec systemu. Powstała jako efekt rozczarowania autora jedynym słusznym ustrojem, panującym wówczas w Czechosłowacji i innych bratnich krajach. Tym ustrojem, który zmusił Kohouta do emigracji na Zachód (do kraju wrócił dopiero po Aksamitnej Rewolucji).

Bajka, opowiedziana na scenie, to prosta historia  Augusta, klauna, który marzy o tym, by móc tresować na arenie piękne lipicany. Ale to przywilej dyrektora cyrku, więc August musi zostać dyrektorem, by móc swoje marzenie spełnić. Rzecz jasna stary dyrektor, wspierany przez wiernego Inspektora maneżu, nie ma zamiaru dzielić się swoją władzą z nikim, zwłaszcza z Klaunem. August mimo to próbuje, a my z widowni oglądamy te próby, czasami śmieszne, częściej rozczulające, bywa, że żałosne.

Dramat Pavla Kohouta był lubiany i często wystawiany w latach 70 i 80 w teatrach europejskich i amerykańskich, ceniony za swój polityczny wydźwięk – władza jest przywilejem wybranych, prości ludzie nigdy nie będą mogli po nią sięgnąć, a nawet jeśli to zrobią, zostaną oszukani i ukarani.

Od czasu powstania „Klauna” sporo się jednak zmieniło; ale jeśli sądzicie, że dzisiaj nie jest już aktualny podział na tych, którzy przemawiają, rządzą i trenują lipicany i tych, którzy mogą jedynie obrywać kopniaki i ratować się wyobraźnią, radzę nieco uważniej przyjrzeć się otaczającej nas rzeczywistości. Bo tak naprawdę zmieniają się tylko kostiumy. A to przecież cyrk, najważniejsze, żeby było kolorowo. Gra orkiestra, publiczność bije brawo i jakoś się kręci.

„Klaun” to jedna z ładniejszych plastycznie realizacji, jakie ostatnio widziałam na olsztyńskiej scenie (a zwykle i tak nie mam zastrzeżeń do scenografii i kostiumów). Tym razem wielkie brawa należą się Anecie Suskiewicz za stworzenie areny cyrkowej jak ze snu i starych fotografii. Oglądanie całości to prawdziwa przyjemność.

Nie ma też słabych punktów w obsadzie, są za to punkty najjaśniejsze – na pewno Marcin Tyrlik jako Inspektor maneżu, Artur Steranko jako Bumbul i tytułowy Klaun, czyli Giovanni Catellanos. Tę rolę gra również Paweł Parczewski, mam nadzieję, że w nowym sezonie będę miała okazję porównać.


(zdjęcie autorstwa Łukasza Węglewskiego pochodzi ze strony Radia Olsztyn)

Pavel Kohout – Klaun

przekład: Krystyna Krauze
reżyseria: Giovanny Castellanos
scenografia: Aneta Suskiewicz
muzyka: Marcin Rumiński

obsada:

Cezary Ilczyna - Dyrektor Holzknecht
Marcin Tyrlik - Inspektor maneżu
Paweł Parczewski - August August, klaun
Giovanny Castellanos - August August, klaun
Małgorzata Rydzyńska - Lulu/Pani dyrektorowa
Artur Steranko - Bumbul
Przemysław Niedzielski (Studium Aktorskie) (gościnnie) - August junior/Ewelina

piątek, 20 lutego 2015

W mrocznym mrocznym domu

Moje recenzje ukazują się na antenie Radia Olsztyn, w Tygodniku Teatralnym.


Pierwszy raz miałam problem kilka miesięcy temu, przy Czerwonych Nosach, reklamowanych przez teatr jako komedia w stylu Monty Pythona. A prawdy w tym było tyle, ile w reklamie proszku do prania, mającego spierać wszystkie plamy w temperaturach nawet ujemnych.

Tym razem, niczego jak widać nie nauczona, zasiadłam na widowni oczekując - zgodnie z tym, co przeczytałam - thrillera psychologicznego. I znowu spotkała mnie niespodzianka, tym razem znacznie mniej rozczarowująca, bo od thrillerów wolę dramaty psychologiczne, a tym właśnie jest najnowsza propozycja olsztyńskiego teatru.

Uprasza się więc o nie nadużywanie słów, zwłaszcza jeśli nie zna się zbyt dobrze ich znaczenia.

"W mrocznym mrocznym domu" nie jest thrillerem. Nie przeraża w tej opowieści nic, co może się wydarzyć. To, co najstraszniejsze zdarzyło się bowiem wiele lat temu. Teraz przyszła pora, żeby jakoś się z tymi koszmarami rozliczyć.


Na scenie spotykają się dwaj bracia - tak różni od siebie, jak różnić może się tylko rodzeństwo. Wspólne dzieciństwo każdego z nich ukształtowało inaczej, każdy na swój sposób poradził sobie z tym, co ich spotkało. Ale właśnie - czy na pewno sobie poradził? Nic nie jest takie jak nam się zdaje. Starszy brat nie jest tak silny, jak usiłuje pokazać. Młodszy, mimo pozornej słabości, umiejętnie pociąga za sznurki.
"W mrocznym mrocznym domu" to nie jest prosta, przyjemna w odbiorze historia. Sam temat - przemoc i pedofilia - wymaga ostrożności, wyważenia tak, by nie popaść w tanią publicystykę albo jeszcze tańszą sensację. Pod tym względem sztuka została skonstruowana po mistrzowsku, niewiele jest powiedziane wprost, więcej można się domyślić lub przeczuć. A to, co przeczuwamy, przeraża bardziej niż najdosadniejsze opowieści.


Starszy brat, Terry, to bardzo dobra, chyba nawet najlepsza ze wszystkich jakie widziałam, rola Grzegorza Gromka. Porażająca jest przemiana, jaką przechodzi jego bohater. Aktor do tej pory raczej charakterystyczny, pokazuje nam, że dojrzał i że potrafi grać piano, a nie tylko na najmocniejszych tonach. Partnerująca mu w jednej scenie wdzięczna Małgorzata Rydzyńska nie miała szans wybić się na pierwszy plan.
Wojciech Rydzio jako Dew, fenomenalny na początku, nieco dziecinny, niemal roztańczony, budzący uśmiech i współczucie, w ostatniej scenie przeraża chłodem i wyrachowaniem.
Podczas drugiego spektaklu aktor złamał kość śródstopia, więc siłą rzeczy postać Dew musiała się nieco zmienić. Mam nadzieję, że na korzyść - takie utrudnienia bywają ułatwieniem, dodając nowych odcieni.

Wszyscy troje są absolwentami naszego Studium Aktorskiego - to warte podkreślenia, bo jest się czym chwalić.


Neil LaBute - W MROCZNYM MROCZNYM DOMU

Przekład: Grażyna Kania
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Natalia Sołtysik
Scenografia: Aniko Kiss
Projekcje: Marta Chyła

obsada:

Grzegorz Gromek - Terry
Wojciech Rydzio - Drew
Małgorzata Rydzyńska - Jennifer

Premiera 14 lutego 2015r.

Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru (http://teatr.olsztyn.pl).