czwartek, 29 stycznia 2015

Amadeusz. Recenzja.

Z przytupem zakończył się rok 2014 w olsztyńskim teatrze Jaracza – premierą Amadeusza Petera Shaffera. Sądzę, że nie ja jedna na nią czekałam. Duża scena po prostu zasługiwała na przedstawienie takie jak to – po przewie związanej z remontem potrzebowała oswojenia, przekonania do siebie aktorów i widzów. Nie zrobiły tego Czerwone Nosy, udało się Amadeuszowi.


Sztuka Petera Shaffera – opowieść o wspaniałym kompozytorze, nie dającym się wciskać w ramki jako człowiek i artysta, i o jego wrogu, który boleśnie przekonuje się o różnicy między zdolnościami a geniuszem – znana jest przede wszystkim z ekranizacji Miloša Formana. Starsi widzowie mogli też mieć szczęście i oglądać przedstawienie w warszawskim Teatrze na Woli, z Tadeuszem Łomnickim w roli Salieriego i reżyserującym spektakl Romanem Polańskim – Amadeuszem.
W olsztyńskiej inscenizacji Mozart to duże dziecko, nie potrafiące dostosować się do istniejących reguł. A przy tym swoim geniuszem wyprzedzający współczesnych o epokę – jego muzyka to nie były po prostu zgrabne melodie, to była rewolucja. Dawid Dziarkowski jest rewelacyjny, chociaż, przyznam, bałam się, czy podoła takiej roli. Ubiegłoroczny absolwent olsztyńskiego studia poradził sobie koncertowo, tą rolą pokazuje, a raczej pozwala przeczuć, ile możliwości w nim jeszcze drzemie.


Głównym bohaterem „Amadeusza” jest jednak Salieri, zagrany – często to powtarzam – jak zwykle bardzo dobrze przez Macieja Mydlaka. Jego bohater jako starzec to nie szaleniec, lecz człowiek świadomy swej porażki – w potyczce z Mozartem, w wojnie z Bogiem. Młody Salieri, znający siłę swojej władzy, to przerażony, a może raczej porażony geniuszem młodszego Mozarta rzemieślnik. Skoro nie może Mozartowi dorównać, robi wszystko, żeby go zniszczyć.
Bardzo dobrą rolę stworzyła Agnieszka Giza – nareszcie jest na scenie kobietą, a nie nieokrzesaną nastolatką. Jako Konstancja jest wzruszająca, a część drugiego aktu po prostu należy do niej.


Rozczarował mnie powtarzalny Cezary Ilczyna, jako lokaj Salieriego bywa łudząco podobny do księdza z Czerwonych Nosów. Nie jest to wielką wadą, ale może znudzić, dziwię się, że reżyserzy uparcie obsadzają go w podobnych rolach.
Powtarza się również duet Radosław Hebal – Paweł Parczewski, chociaż tu już tylko obsadowo. W podwójnej roli Venticella są jakby z innej bajki, ale za to bardzo charakterystycznie dla reżysera, zwłaszcza w scenach pantomimicznych.


Dwór, z którym mierzy się Amadeusz jest jak zgrany zespół – nieco przerysowany i nie tylko w przenośni koturnowy. Marcin Kiszluk – pozbawiony własnego zdania Cesarz, Marcin Tyrlik – zniewieściały libertyn (nie, nie zagrał jeszcze roli, w której by mi się nie podobał), Dariusz Poleszak – kapryśny i władczy Szambelan, Marian Czarkowski – zmęczony dyrektor opery, nie próbujący nawet pojąć geniuszu Mozarta. Niemal każde ich pojawienie się na scenie budzi wybuchy śmiechu, tym bardziej przerażający są w chwilach, kiedy uświadamiamy sobie, jak wiele od nich zależy.

Zdjęcia pochodzą ze strony Teatru.

Dobry tekst, dobra obsada. A w tym wszystkim świetna scenografia, piękne kostiumy i oczywiście bezkonkurencyjna muzyka. Może powinnam narzekać, krytykować za zachowawczość, twierdzić, że klasyczny teatr to przeżytek, że teraz trzeba poszukiwać, eksperymentować? Może powinnam, ale cóż poradzę, że dawno nie wychodziłam z naszego teatru z takim poczuciem spełnienia.
Bo Amadeusz to spektakl przez duże S. Dla tych, którzy lubią dobry tekst w dobrym wykonaniu i pięknej oprawie. Amadeuszowi daleko do eksperymentów, do teatru formy, ale za to blisko do wzruszeń. I niekończących się oklasków.
A o to też w teatrze chodzi.

wtorek, 27 stycznia 2015

Start

Kiedy czytam cudze blogi zawsze zastanawiam się - jak się zaczęło? Pierwszy wpis jest najtrudniejszy. Zacząć po cichu, jakby pierwszy wpis był jednym z wielu? Czy wejść nagle, tupnąć i oznajmić: Oto jestem?

To nie jest mój pierwszy blog. Dwa wcześniejsze - obydwa nadal żyjące - są kreacją i dotyczą dwóch zupełnie innych światów. Że ten blog kreacją nie będzie? Ależ skąd, przecież kreacją jest wszystko, nawet to jak zachowujemy się płacąc za bułki w piekarni. A to, jak daleko się w tej kreacji posuniemy zależy od okoliczności.

Ten blog to zeszyt do wprawek.
Brudnopis.
Notatnik.

Recenzje, refleksje, trochę bzdur.

Kim jestem?

Poetką. Absolwentką. Pracownikiem. Nudziarą.
Nie bywam, nie mizdrzę się, nie jestem kontrowersyjna.

Dlaczego tu jestem?

A dlaczego nie?